Moda czy nieodłączny element współczesnej cywilizacji? Przywilej, czy przekleństwo? Szansa na większy luksus czy funkcjonowanie w ciągłym strachu o jutro? Na pewno swoistego rodzaju znakiem dzisiejszego człowieka pędzącego za pieniądzem jest życie na kredytach. Im więcej kredytów zaciągamy, tym większy dług nie tylko nasz, ale również banku. A długi, jak wiadomo, działają destrukcyjnie nie tylko na kieszeń, ale również, a może przede wszystkim, na nastrój, a co za tym idzie, na życie osobiste, a zwłaszcza relacje z najbliższymi: żoną, dziećmi, rodzicami, teściami. Życie domowników uzależnione jest od spłaty miesięcznej raty, to priorytet, do którego dążyć musi każdy członek rodziny.
Pieniądze na spłatę po prostu muszą się znaleźć, bo inaczej i tak już zachwiany spokój, zostaje całkowicie odebrany, zburzony. Człowiek zatraca się w takim życiu – skupionym na ciągłej myśli o zaciągniętym długu, ciężkim zobowiązaniu wobec banku. „Nakręca się” na zarabianie co raz większych pieniędzy, bo „przecież trzeba kredyt spłacić”. Przychodzi myśl, że może nadgodziny w pracy nie są takie złe, że dzięki temu kredyt spłacimy szybciej, sprawniej. Nieważne, że mąż widuje żonę tylko wtedy, gdy ta już śpi, nie wie, co u dzieci w szkole, bo o wszystko i tak zadba małżonka… Sama praca, sprawiająca do tej pory dużą przyjemność staje się przykrym obowiązkiem, zmęczenie bierze górę, co znacząco rzutuje na stosunki z innymi członkami rodziny. Kurczowo trzymamy się posady, bo zdajemy sobie sprawę, że gdy ją stracimy, stracimy całe zaplecze materialne: dom/mieszkanie, samochód, sprzęt grający, itp. Oczywiście, jeden kredyt na dobry samochód, czy jakiś sprzęt audiofilski nie jest jeszcze wielką zbrodnią, ale ludzie jako istoty niedoskonałe często realizują w życiu gorzkie powiedzenie: apetyt rośnie w miarę jedzenia.
W momencie, gdy grunt pod nogami staje się niepewny łatwo o agresywne, aspołeczne zachowania, powodujące, że najbliższe nam osoby odchodzą, bo nie umieją żyć z człowiekiem „przegranym” , zgorzkniałym. Z ust żony pada zdanie: „Nie w takim mężczyźnie się zakochałam”. Chyba nie ma większego ciosu dla małżeństwa niż utracenie wiary w sens jego istnienia. I tu pojawia się pytanie: czy drogie gadżety są warte swej ceny? Nie mowa tu o tej spłacanej w ratach. Zanim pójdziesz do banku, zastanów się nad odpowiedzią na pytanie wyżej. Wydaje Ci się, że dzięki kredytowi zdobędziesz to, o czym marzysz, ale zapominasz o ciemnej stronie. Owszem, kredyt może pomóc. W nielicznych przypadkach.